Prawie 800 złotych miesięcznie, czyli niemal 16 procent domowego budżetu, przeznacza przeciętna polska rodzina na utrzymanie mieszkania (drożej jest tylko na Słowacji). W Finlandii, na Cyprze czy nawet w Hiszpanii koszt utrzymania domu jest trzy do czterech razy niższy niż w Polsce.
Jak pisze "Polska The Times", koszty utrzymania mieszkań i domów w poszczególnych krajach Europy są bardzo zróżnicowane. Zgodnie z danymi udostępnianymi przez Eurostat stanowią one od 4 do 17 procent wydatków konsumpcyjnych przeciętnej rodziny z jednym dzieckiem. Najwięcej płacą rodziny na Słowacji i w Polsce. Wysoki wskaźnik to efekt tego, że w obu krajach poziom dochodów jest znacznie niższy od przeciętnej dla Unii Europejskiej, natomiast ceny pozostają na poziomie zbliżonym do unijnej średniej (podobnie, jak ceny nieruchomości).
Największy udział w wydatkach mieszkaniowych mają koszty ogrzewania i energii. Same tylko koszty energii elektrycznej i ogrzewania są w Polsce wyższe niż całkowite wydatki związane z mieszkaniem w Finlandii, Hiszpanii, Anglii czy we Włoszech (w relacji do dochodów).
Przeciętnie najmniej istotnym składnikiem kosztów utrzymania nieruchomości w Europie są wydatki na wodę, odprowadzanie ścieków, wywóz śmieci oraz zarządzanie nieruchomością. W Polsce udział tych wydatków w wydatkach konsumpcyjnych jest najwyższy spośród badanych krajów - 4 procent. To pięciokrotnie większy udział w domowych wydatkach konsumpcyjnych niż na przykład w takich krajach, jak Cypr, Belgia czy Irlandia. Wysokie koszty odprowadzania ścieków i wywozu nieczystości w Polsce są związane z brakiem odpowiednich nawyków i procedur ich segregowania i utylizacji. Z kolei wysokie koszty zarządzania nieruchomością wynikają ze skomplikowanych przepisów (wymagających znacznego zaangażowania czasowego) oraz rozdrobnienia rynku, w wyniku którego koszty zarządzania małymi, z zasady, wspólnotami są trudne do optymalizacji.
Powyższa sytuacja, w połączeniu z równie wysokimi kosztami żywności, niweluje praktycznie całkowicie zdolności inwestycyjne przeciętnego mieszkańca Polski. W efekcie młodzi Polacy planujący np. założenie własnej firmy, skazani są na porażkę w konfrontacji z młodymi Niemcami, czy Francuzami. Ich zdolność kredytowa (nie mówiąc o kapitałach własnych) pozostaje na poziomie uniemożliwiającym zakup maszyn i urządzeń, lub wynajęcie lokalu użytkowego. To co dla przeciętnego Europejczyka jest w zasięgu ręki (nie przekraczającego dopuszczalnego poziomu ryzyka), dla Polaka jest relatywne 4-5 razy droższe, czyli praktycznie nieosiągalne. Biorąc przy tym pod uwagę stopień skomplikowania i restrykcyjność systemu podatkowego i socjalnego, nie można się dziwić, że wciąż pozostajemy tanią, najemną siłą roboczą.